Odmawiam używania słów "rok akademicki" w moim kontekście, więc powiem: szkoła zajęła mi czas na tyle, że zapomniałam cokolwiek wrzucić (tyle stresu. Tyle.) Przepraszam i zapraszam do czytania!
To była jedna z tych imprez, które właściwie nie miały się wydarzyć.
Kiedy Sylwia i Ewa wyszły z domu, obiecały sobie uroczyście, że nie wypiją ani kropelki, wyjdą przed północą i w ogóle będą grzeczne. Teoretycznie szły na ognisko dla towarzystwa, a nie narąbania jak świnia i śpiewania Britney Spears w objęciach kolegów z klasy. Był koniec roku szkolnego i należało wykazać się rozsądkiem, nawet ograniczonym, skoro nie starczyło go na pozostanie w domu.
Oczywiście, obie dziewczyny nie były zbyt zdeterminowane, by trzymać się własnych planów – a reszta towarzystwa nie zamierzała im pomagać. Całkiem szybko obok jedzenia na stole stanęło piwo, z głośników zaczęła lecieć gorsza i lepsza do tańca muzyka, a wszyscy zapomnieli o istnieniu słów takich jak "szkoła" czy "zaliczenie". Niedługo potem do początkowow zaproszonych osób dołączyli koledzy, przywołani ukradkowymi telefonami, a potem już zaczęli przyjeżdżać znajomi znajomych, wypełniający samochody prowadzone przez ledwo pełnoletnich kierowców. Impreza, której miało w ogóle nie być, przybierała na rozmachu, ale cóż, odrobina zabawy jeszcze nikogo nie zabiła.
Ewa, nieco mniej wytrzymała od przyjaciółki, szybciej wróciła do kuchni i drinków – bo w międzyczasie tajemniczo pojawiła się w niej wódka. Zbyt zdyszana po tańcu, by zająć się czymś innym, przygotowała sobie drinka i z pewnym rozbawieniem podziwiała wyczyny Sylwii na parkiecie.
Wtedy podeszła do niej jedna z tych obcych, znajomych znajomych znajomych, których twarzy nie znała nawet z facebooka. Dziewczyna była wysoka, miała krótko ścięte, blond włosy i sukienkę, która wskazywała na to, że planowała dziś raczej klub niż na domówkę. Uśmiechała się jednak, jak gdyby ta impreza była spełnieniem wszystkich jej marzeń.
– Już zmęczona? – zagadnęła całkiem przyjaźnie.
– Wolę oszczędzać energię na później – wyjaśniła Ewa i pociągnęła łyk ze szklanki. – Czemu ty przerwałaś? Wyglądało na to, że doskonale się bawisz.
– Bawię się doskonale gdziekolwiek – zapewniła. – Po prostu przez chwilę chciałam podziwiać to wszystko z boku. Chłonąć energię. Wiesz, ile jej powstaje przy takim tańcu?
Teraz obie patrzyły na skaczący dziko, krzyczący słowa piosenki tłum na parkiecie.
– Pewnie sporo, tylko szkoda, że zaraz się marnuje – Ewa zachichotała. – Tak to by można elektrownię napędzać. Gdyby im można jakoś zabrać...
– To nie takie trudne – mruknęła dziewczyna, mieszając wódkę z sokiem i patrząc na nią z zamyśleniem. – Tyle tylko, że jedna impreza nie starczy na elektrownię. Za to kilka... Wyobraź sobie, skoro tyle energii powstaje teraz – a jest jej cholernie dużo – ile możemy uzyskać z wszystkich imprez, na które moglibyśmy pójść?
– Czyli co, nie chodzić na imprezy, to będziemy mieli w chuj energii? – zachichotała raz jeszcze. – Moi starzy też tak mówią.
– Nie no, wtedy energia nigdy nie powstanie. Trzeba chodzić na imprezy, chodzić jak najwięcej – teraz bawiła się kieliszkiem, przesuwając palcem po krawędzi. – Po prostu, jeśli ktoś wróci się w czasie... Zajdzie was od tyłu... Mógłby zabrać te imprezy – tańce z przyszłości, które nigdy się nie wydarzą, a które dały tyle energii. Można by je umiejętnie wykorzystać.
– Jezuu, ile ty piłaś? – teraz Ewa rechotała w głos. – Jak chcesz wykorzystać coś, czego jeszcze nie ma? I po co, będziesz podbijać świat?
– Na przykład – zaśmiała się wraz z nią nieznajoma.
– No to szkoda, że nie umiesz tego zrobić!
– Patrz i ucz się, kochana – mruknęła, nagle poważniejąc, i wychyliła zawartość kieliszka jednym łykiem. Potem ruszyła na parkiet krokiem zdobywcy, a Ewa sama nie wiedziała, dlaczego przeszedł ją dreszcz.
Z głośników ryknęła kolejna piosenka, jakiś dubstep, od którego wibrowały wnętrzności. Nieznajoma weszła między tańczących, zaczęła razem z nimi skakać i śpiewać – wszystko to było zupełnie normalne, dlaczego więc Ewa wciąż czuła niepokój?
Kiedy już prawie wmówiła sobie, że jest zupełnie w porządku, dostrzegła coś dziwnego. Czas jakby przyspieszył, ale inni albo za nim nie nadążali, albo nic ich on nie obchodził; skakali jakby w zwolnionym tempie. Ewa widziała ślady ich ruchów, na wpół przezroczyste, niczym powidoki, gdy na zbyt długo zapatrzy się w jeden punkt. Trwała zabawa i krzyki, a Ewa patrzyła na to z boku, funkcjonowała poza ich czasem.
A to był dopiero początek.
Ewa widziała przyszłość. Tak naprawdę dopiero długo później zrozumiała, że patrzyła wtedy na wszystkie imprezy, na który mieli być, i na których już nie będą. Widziała pulsujące światła, tańczące tłumy, niemal słyszała grającą w tle muzykę. I wszystko to było wciągane, centymetr po centymetrze, kolor po kolorze, dźwięk po dźwięku, przez nieznajomą. Ewa nie wiedziała, jak obca to robiła, ale robiła niewątpliwie. I nie można było jej powstrzymać.
Wreszcie wszystko ustało. Ewa patrzyła na parkiet okrągłymi z szoku oczami, obca ocierała sobie usta, a reszta towarzystwa wyglądała zaledwie na trochę oszołomioną. Cokolwiek przed chwilą się wydarzyło, pozostało niezauważone.
Nie masz za co przepraszać, wiem co to jest gdy wszystko spada Ci na głowę. Co do notki to ciekawa, choć dość krótka. Zaciekawiło mnie to co ta dziewczyna zrobiła i do czego zamierza to wykorzystać?
OdpowiedzUsuń